Marcowa zorza nie była jedynym takim spektaklem w zeszłym roku. Nikt by nie przypuszczał, że owe zjawisko może się pojawić na polskim niebie tylko dzięki zmianie pojedynczego parametru jakim była biegunowość ( BZ ) pola magnetycznego. Taką sytuację mieliśmy 7-go i 9-tego września kiedy to BZ było przez bardzo długi czas ujemne ( około -10bz ), a reszta parametrów była bez zmian.
Po dojechaniu na nową miejscówkę, z której bardzo pięknie widać północny horyzont można było zauważyć lekkie pojaśnienie nad linią drzew. Pierwsza wykonana fotka potwierdziła, że mamy do czynienia z delikatną zorzą, która pozwoliła się podziwiać przy tak niskich parametrach.
Po kilku miesiącach wyczekiwań następne „światła północy” zagościły nad Polską, lecz były wyraźnie słabsze od pamiętnego zjawiska z 17 marca. Nie liczyłem nawet na to, że będą chociaż trochę przypominać te marcowe. Udało się za to wykonać pierwszy timelapse zorzy, na którym widać taniec filarów światła. Szkoda, że końcowy etap zorzy nie był wizualnie dostrzegalny, tak bym śmiało kontynuował robienie zdjęć do tego filmu. Poniżej omawiany filmik:
Październikowa zorza była klasycznym przykładem tego, co może zrobić strumień wiatru słonecznego, który wydostał się z dziury koronalnej. Ku naszemu szczęściu cała akcja zaczęła się rozgrywać kiedy nad Polską rządziła już „ciemna strona mocy” oraz zachmurzenie zaczęło odpuszczać sobie pobyt nad naszymi głowami. Widząc gwałtowny spadek BZ nie czekałem długo z podjęciem decyzji wyjazdu nad górujący rejon w okolicy miasta. Po dotarciu na miejsce docelowe okazało się, że zorza już na nas czekała jako zielona łuna schowana za naszymi ziemskimi chmurami.
Przez około 15-20min. zielona łuna jeszcze utrzymywała się w takiej postaci stwarzając przy tym wrażenie pulsowania.
Po marcowej zorzy i zagłębieniu się na jej temat moim marzeniem stała się obserwacja zielonej zorzowej chmury nad głową, czyli na wysokości zenitu. Do zrealizowania tej obserwacji musiałem czekać „aż” do października. Wtedy to przy maksymalnej sile zorzy przez 5-10 sek. utworzyła się omawiana chmura, a moja ciekawość została zaspokojona. Nie była to aż tak jasna chmura jak nad horyzontem, ale była. Szkoda, że nie miałem tam wycelowanego aparatu. Takiego zdjęcia z terytorium Polski na pewno jeszcze nie ma, gdzie zorza tańczy idealnie nad głowami. Grunt, że oczy zdołały to wychwycić :). Przy tej październikowej zorzy najbardziej mi szkoda zbyt podbitego iso do 2500. Nie spodziewałem się takiego rozwoju sytuacji ( wrześniowa zorza wyprowadziła z tropu ), gdyby się wiedziało, że stanie się ona jeszcze jaśniejsza to ISO zostawił na poziomie 800. Zdjęcia nie posiadałyby wtedy widzialnego ziarna. Po tym zjawisku już wiem, że bardzo istotnym elementem na wykresach jest gęstość cząsteczek, które odpowiadają właśnie za intensywność widzianych kolorów. Poniżej filmik z opisywanego zjawiska:
Gdyby nie koronalny wyrzut masy na Słońcu jaki miał miejsce 28 grudnia to ostatnie godziny 2015 roku odbyłyby się ze spokojną pogodą kosmiczną, lecz opóźniona masa plazmy postanowiła jeszcze podbić statystykę występowania zórz nad terytorium PL w 2015 roku i tym samym rozpoczynając 2016 rok z zieloną łuną nad horyzontem.
Przecierałem oczy ze zdumienia, gdy po 23-ciej z ciekawości sprawdziłem wykresy ze stacji ACE. Biegunowość wiatru stopniowo zmieniła się z dodatniego na ujemny i z każdą chwilą wykres ten coraz bardziej pikował niżej. Ciężko było wtedy usiedzieć w miejscu i mocno ciekawiło co tam w terenie widać. Na miejscu było bardzo mroźno i do tego wiał przenikliwy wiatr. Do tego horyzont był bardzo zadymiony od amatorów materiałów pirotechnicznych, którzy dużo wcześniej zaczęli świętować zbliżający się nowy rok.
Wizualnie na horyzoncie nie było widać nic co by miało przypominać zorzę. Spróbowałem więc zrobić fotkę kontrolną z bardzo wysokim iso na poziomie 6400. Dopiero wtedy można było złapać minimalnie lekką zieleń oraz lekkie słupy światła. Po wykonaniu około 20 zdjęć, poziom baterii na takim mrozie zaczął drastycznie spadać, a robienie zdjęć do timelapse mijało się z celem. Powodem tak słabej widoczności zorzy była też bardzo niska gęstość protonów, które w październiku ładnie oświetliły niebo, a na przełomie grudnia i stycznia tego elementu właśnie zabrakło.
Tym razem delikatna zorza została wywołana przez wiatr słoneczny, który został uwolniony z dziury koronalnej. Pierwsze strumienie wiatru zaczęły od samego początku pozytywnie wpływać na rozwój zorzy. W trakcie wyjazdu martwiące jednak stało się to, że omawiana już po raz trzeci gęstość uległa drastycznemu spadkowi. Przełożyło się to dosyć poważnie na dostrzegalność zjawiska i tak z obserwowania zorzy „cieszył się” tylko aparat.
Po kolejnych 5 dniach przyszło się spotkać z następną zorzą, której to gęstość nie spadła już poniżej 10 jednostek. Co mnie w tamtej chwili bardzo cieszyło. Składowa BZ nie odskoczyła, aż tak znacząco na ujemne wartości, ale i tak były wystarczające do zaistnienia pięknej aurory.
Po dojechaniu na miejsce obserwacji okazało się, że zorza już była i po adaptacji wzroku do ciemności była widoczna jasno szara poświata nad horyzontem.
Samo zjawisko trwało bardzo długo i aż szkoda, że dało to złudne wrażenie wystarczającej ilości zdjęć do wykonania długiego timelapse. Niestety i tym razem trzeba było zostać na miejscu i robić zdjęcia dopóki nie zabrakłoby miejsca na karcie lub akumulator aparatu nie miałby sił podnosić już migawki. Tutaj omawiany film:
Jakie mam wnioski na następne zorze?
Odpuściłem już kilka zórz w tym roku, ponieważ gęstość zorzy była dla mnie niezadowalająca. Chcę przynajmniej mieć minimalny kontakt wizualny z filarami zorzy, dlatego postanowiłem nie wyruszać w teren, gdy przy sprzyjającej składowej bz, gęstość protonów jest mniejsza niż 10 jednostek. Jako drugi pewnik mam, że przy dobrze rokujących wartościach nie zdecyduję się na iso powyżej 800. Ponieważ zdjęcia przy wyższej czułości mają dla mnie za dużo ziarna i nadają się tylko jako nieduże miniaturki.
Ps.
Co do pierwszego może zmienię zdanie jak będzie duży głód na zorzę ;).