Wspomniane tutaj zjawisko od zawsze kojarzyło mi się wyłącznie z biegunami naszej Ziemi. Nie przypuszczałem ( wcześniej się nie zagłębiałem na jej temat ), że jest możliwa obserwacja tego przepięknego spektaklu na polskim nocnym niebie. Do czasu aż pamiętnego 17 marca 2015 roku moja kobitka usłyszała w jednej z rozgłośni radiowej jak prezenter pyta drugiego czy widział zorzę. Była wtedy godzina 23:15, czyli pierwsza widzialność zorzy była już rejestrowana i nastąpiło jej chwilowe wyciszenie, aby w okolicach godziny 00:00 zaświecić ponownie z dużo większą jasnością…
Tak się rozpoczęła moja przygoda z Aurora borealis, czyli zorzą polarną.
Jak każdy się domyśla zorza jest zjawiskiem widzianym jedynie w porze nocnej, które świeci własnym światłem. Zazwyczaj jej występowanie ogranicza się do biegunów Ziemi, lecz kiedy aktywność słoneczna jest dużo wyższa niż średnia statystyczna to mamy szansę obserwować zjawisko również z terenów PL. Jasność tego zjawiska zależy od gęstości cząstek jakie Słońce „postanowiło” skierować w kierunku niebieskiej planety. Owe cząsteczki przy korzystnym zgraniu się pola magnetycznego Słońca oraz Ziemi zaczynają uzyskiwać kolory, które są zależne od tego jaki rodzaj gazu znajduję się w ich pobliżu. Myślę, że wstępne wytłumaczenie tego zjawiska wystarczy, a poniżej zaczną się już konkretniejsze rzeczy 🙂
Odpowiedź na tytuł nagłówka brzmi stanowcze: tak! Na szczęście już od dłuższego czasu posiadamy możliwość obserwacji Słońca oraz tego co wydostało z jego wnętrza i udaje się w kierunku naszej magnetosfery. Jak wiadomo wszystko co jest związane z burzą magnetyczną ma swój początek na Słońcu, więc od tej gwiazdy powinniśmy rozpocząć obserwacje. Do tej właśnie obserwacji korzystam z portalu solarham.net. Posiada on stale aktualizowane zdjęcia przedstawiające plamy na słońcu oraz dziury koronalne. Oba te stwory mają realny wpływ na ziemskie widowisko.
W przypadku dojścia do wyrzutu koronalnego z plamy i jej szczęśliwym ułożeniu w stosunku do Ziemi mamy przeważnie szacowany czas dotarcia plazmy od 2 do 4 dni. Natomiast przy korzystnym ułożeniu dziury koronalnej czas ten się wydłuża i wynosi od 3 do 6 dni.
Z reguły jeśli dojdzie do istotnego wydarzenia to jesteśmy informowani na stronie: solarham.net kiedy to w przybliżeniu może nastąpić. Zazwyczaj tolerancja błędu wynosi +- 7 godzin, ale nie raz już mieliśmy sytuację, że zorza występowała dużo szybciej, lub dużo później, kiedy to już się o tej prognozie zapominało.
Jeśli chcemy być w gotowości jak rakieta przed odpaleniem to warto przed dotarciem naładowanych cząstek śledzić samemu wykresy i w porę być już na stanowisku do obserwacji zorzy, bo czasem trwa ona dla nas niecałe 5min. Do tego posłuży nam również wyżej omawiana strona, a w niej znajdują się takie dane:
Pierwsza czerwona linia ma największy wpływ dla rozwoju zorzy i jeśli jej linia znajduje się poniżej -10bz w sposób ciągły to szansa na ujrzenie aurory z terytorium Polski zwiększa się. Dane te otrzymujemy z wyprzedzeniem i śmiało mogę stwierdzić iż mamy 40min. na przygotowanie się i dojechanie do miejsca, które posłuży nam do obserwacji. Drugim ważnym elementem z wykresu jest gęstość cząsteczek. Są one oznaczone kolorem pomarańczowym. Dla mnie satysfakcjonującą wartością jest gęstość powyżej 10 jednostek/cm3. Odpowiadają one za jasność zorzy, im wyższa wartość tym bardziej nasze oczy będą podziwiać pionowe słupy światła. Przy mniejszych wartościach niestety ten przywilej ma jedynie aparat.
Żółty wykres przedstawia prędkość wiatru, z jednej strony dzięki niemu zorzowe słupy światła zachowują się dynamiczniej co bardzo fajnie widać na timelapsach. Wadą podwyższonej prędkość jest natomiast „zdmuchiwanie” cząstek odpowiedzialnych za widoczność gołym okiem. Dlatego wyczekuję pierwszych uderzeń plazmy, kiedy to jeszcze wiatr słoneczny nie osiągnął maksymalnych wartości i mamy wtedy „kompromis” między dynamicznością, a widocznością zorzy. Dla 100% pewności czy Ziemia „pozytywnie” zareagowała na dawkę cząsteczek ze Słońca warto również mieć na uwadze ziemskie magnetometry. Jeśli na nich wykresy zaczynają być bardzo chaotyczne i znacznie odbiegają od normy wiedz, że coś się święci :).
Przy korzystnym ( ujemnym ) skierowaniu pola magnetycznego, które wynosi minimum – 10-15bz można stwierdzić, że istnieją realne szanse na ujrzenie zorzy nawet z samych szczytów polskich gór :). Aczkolwiek jednak większe prawdopodobieństwo uchwycenia zorzy mają północne województwa ( tak jestem szczęściarzem ). Słabsze spektakle dzieją się wtedy niewiele nad horyzontem i trwają zazwyczaj przez bardzo krótki czas. W tym roku ( 2016 ) mieliśmy już aż 9 zarejestrowanych zórz na naszym horyzoncie. Jestem pewny, że na tych 9ciu zorzach się nie skończy i niebawem wynik ten zrobi się dwucyfrowy.
Niestety, żeby zobaczyć zorzę muszą się zgrać dwie pogody. Kosmiczna oraz ta bliżej nam znana ziemska. W przypadku ziemskiej pogody mam na myśli zachmurzenie, które już nie raz uniemożliwiło oglądanie zorzy. Czasem część Polski ma jedynie „pecha”, ale kiedy była dosyć mocna zorza w czerwcu zeszłego roku ( 2015 ), akurat nasz kraj był „sprawiedliwie” zakryty gęstymi chmurami uniemożliwiając jakąkolwiek obserwacje. Jednak zachmurzenie to nie wszystko i pod uwagę trzeba wziąć również porę roku. W miesiącach letnich trudniej jest zgrać trafienie plazmy z krótką nocą ( akurat rok temu w czerwcu zgrało się to idealnie, wrrr! ), która nie jest tak ciemna jak zimą. Na dodatek trzeba uwzględnić położenie oraz fazę księżyca. Również on potrafi skutecznie niwelować jasność zorzy karząc zadowalać się swoim blaskiem ;).
Aby nacieszyć oko i być zadowolonym z wykonanych zdjęć zorzy musimy wybrać idealne miejsce do obserwacji. Warto zapoznać się ze swoją okolicą i poszukać terenów posiadających dobrą widoczność północnego horyzontu. Pomocna tutaj może się stać mapa google z włączonym zdjęciem satelitarnym. Odrzucamy miejsca z wysokim zalesieniem, oraz różne doły terenowe. Najlepsze są wzniesienia, przed jakimi nie ma żadnych miast i miasteczek. Nocą z miast wydostają się bardzo duże ilości światła, które dosyć istotnie rozświetlają horyzont co przekłada się na jakość wykonanych zdjęć. Do wykluczenia zaświetlonych miejsc warto posłużyć się stroną: lightpollutionmap.info
Najlepszym rozwiązaniem jest wydostanie się z aglomeracji miejskich i uzyskanie efektu wow, gdy wyjeżdża się w całkowitą ciemnie, a nad głową zaczyna ukazywać się droga mleczna w pełnej klasie.
Jak wspomniałem w początkowym akapicie pierwsza styczność z zorzą rozpoczęła się całkiem przypadkowo. Gdybym wcześniej nie robił zdjęć naszej najzwyklejszej burzy to miałbym zagadkę jak z marszu zrobić zdjęcie aurory. Przed wyjazdem spojrzałem na szybkiego, gdzie jest najlepszy widok na północny horyzont i padł wybór na jezioro 10km oddalone od miejsca zamieszkania. Wyjeżdżając już poza miasto w oczy rzuciły się jasno szare słupy światła, które sięgały niemalże do samego zenitu. Po dojechaniu na niemalże całkowicie ciemne miejsce nad jeziorem te szare słupy światła zaczęły przybierać kolory. Niebo zrobiło się czerwonawe, a to dzięki temu, że oko zaadaptowało się do ciemności i stało się bardziej czułe na barwy. Zorza widoczna między horyzontem, a widzialną czerwienią była zielono szara, a pod tą zielenią była specyficzna „luka”, czyli obszar ciemnego nieba na której zjawisko zorzy nie występowało i początkowo ten obszar wydawał mi się bardzo ciemną chmurą. Noc z 17-18 marca 2015 przy zorzy polarnej była wręcz niemożliwa i ten pokaz wydawał mi się ostatnim, a przynajmniej niezastąpionym przez najbliższe kilka lat ( Słońce natomiast miało co do tego inne plany 😉 ). Wracając do spraw technicznych to omawiane zjawisko powstało poprzez nieznaczący wybuch na Słońcu, do jakich dochodziło bardzo często w tamtym okresie. Na wykresie widać doskonale jak nasza planeta zareagowała na kosmiczną dawkę energii.
W dalszej części nocy zorza podtrzymywała się w postaci zielonej łuny nad horyzontem, ponieważ jej gęstość znacząco spadła i efekty wizualne zostały tylko dla północnych mieszkańców globu. Czas przejść do najciekawszego fragmentu artykułu, czyli prezentacji zdjęć:
Jestem niemal stu procentowo pewien, że w tym roku przynajmniej raz zorza ukaże się nad Polską. Lecz czy to się zgra z porą nocną, księżycem w nowiu oraz czy niebo nad głową będzie wolne od chmur, tego nikt nie wie. Niestety przez najbliższe kilka lat zorze będą mogły zaistnieć jedynie poprzez dziury koronalne, ponieważ nasza dzienna gwiazda wchodzi wielkimi krokami w okres mniejszej aktywności plamotwórczej. Na pocieszenie można dodać, że im mniej jest plam na Słońcu tym częściej pojawiają się właśnie te drugie twory jakimi są dziury koronalne.
Do zobaczenia przy następnych relacjach z nad rozświetlonego nieba ;).